Rozmowa z Martą Jakowczyk, Kobietą Isla lutego
Wiemy, co zdrowe logo

Przybijam sobie z życiem „piątkę” i idę po swoje – rozmowa z Martą Jakowczyk, Kobietą Isla lutego.

shadow illustration

Naszym dzisiejszym gościem w cyklu „Kobieta Isla” jest Marta. To prawdziwa bomba energetyczna. Wysoka blondynka z kręconymi włosami o powalających uśmiechu. Jest odważna - to taki typ osoby, który zawsze rozkręci imprezę. Otwarta - na drugiego człowieka, na inną perspektywę. W rozmowie nie narzuca swojego zdania, z uwagą słucha innych. Nie narzeka. Działa. Skończyła doktorat na uniwersytecie w Manchesterze i pracuje w HP. Mimo młodego wieku wykłada w najlepszych szkołach biznesowych, m.in. ESADE, EADA i Manchester Business School, do tego tańczy, maluje i dużo podróżuje. Na co dzień mieszka w Barcelonie. Z Martą można rozmawiać godzinami, a odpowiedź na każde zadane pytanie przynosi nowe spojrzenie na dany temat. Jak się żyje Polce za granicą? Czego brakuje jej żyjąc w Hiszpanii? Jak poradziła sobie z chorobą? Jak dogaduje się z Włoskim mężem?  to tylko niektóre z tematów, które poruszyłyśmy…

Jak to się stało, że Polka mieszka w Hiszpani z mężem Włochem? Czy zawsze ciągnęło Cię za granicę? Nie lubisz Polski?

Do pewnego stopnia to stało się przypadkiem. Ciekawość do świata i „łapanie wielu srok za ogon” sprawiło, że moje życie jest bardziej międzynarodowe niż mogłam sobie to wyobrazić jako nastolatka. Nie odczuwałam specjalnej potrzeby wyjazdu za granicę – bardziej ciągnęło mnie do nowych aktywności. Angażowałam się w stowarzyszenia studenckie, staże w firmach i role studenckich ambasadorów. Miałam nacisk na rozwój i praktyczne podejście do życia – wierząc, że każde doświadczenie może wzbogacić i dodać wartości, po prostu pomóc mi w przyszłości. Zaczęłam już w liceum od bycia kelnerką na weselach i sprzedawania pizzy. Był też epizod z pracą na zmywaku. Robiąc to chciałam doświadczyć „prawdziwej pracy” i po prostu sobie trochę dorobić. Moja inicjatywa wyprowadziła mnie z kraju, gdyż chciałam zobaczyć, jak żyje się gdzieś indziej. Najpierw skorzystałam z programu wymiany studenckiej Erasmus i wyjechałam do Portugalii, było świetnie, ale pamiętam też moją radość z powrótu do domu. Po roku w Polsce pomyślałam, że złapie jeszcze okazję praktyk zagranicznych w Anglii. I tak jak wyjechałam to już nie wróciłam…To nie kwestia lubienia Polski czy nie, po prostu ułożyłam sobie życie gdzieś indziej...😊

Czego najbardziej brakuje Ci mieszkając w Barcelonie?

Brakuje mi moich rodziców. Jestem jedynaczką i mam bardzo małą rodzinę, ale za to kontakt z rodzicami bardzo dobry. Rozmawiamy codziennie przez telefon, mam nadzieję, że niedługo więcej czasu będą mogli spędzić ze mną w Barcelonie. Poza tym brakuje mi polskiej życzliwości. Zaskoczona? Obecnie przejeżdżam do Polski tylko na wakacje i zauważyłam, że Polacy są życzliwi, zwłaszcza gdy okaże im się trochę entuzjazmu, uśmiechnie się, okaże zainteresowanie. Są też raczej skromni i wyluzowani. Dużo jest miejsc, gdzie można po prostu napić się piwa nad rzeką, wypocząć na leżaku, potańczyć. Łatwiej jest też w Polsce znaleźć muzykę rockową niż w Hiszpanii.

Co mają Hiszpanie, w kontekście stylu życia / nawyków / zachowań, czym warto się inspirować?

Brak zmartwień. Hiszpanie często żyją z dnia na dzień, nie analizują hipotetycznych sytuacji. Co będzie to będzie, cieszmy się chwilą. To nie znaczy, że żyją bez ambicji, chociaż takich ludzi też jest tu wielu. Chodzi mi bardziej o beztroskie podejście Hiszpanów, kiedy wiedzą, czego chcą i nie roztrząsanie sytuacji jak coś im nie wyjdzie. Nie jest dla nich również szczególnie ważne, co pomyślą inni. Spędzają dużo czasu na zewnątrz, lubią towarzystwo i wydarzenia kulturalne. Ciągle coś świętują, każda dzielnica ma swoje obchody raz w roku, gdzie się śpiewa i tańczy do rana przez tydzień.

Opowiedz o Twoim doktoracie, co sprawiło, że odważyłaś się wyjechać?

Mój doktorat to też pewnego rodzaju przypadek…Myślałam o pracy w firmie i miałam już ofertę, ale wyjechałam w wakacje do Manchesteru na praktyki, żeby podszkolić język. Sama znalazłam sobie praktykę, wysłałam kilkadziesiąt maili, pisałam bezpośrednio do profesorów i proponowałam moją pomoc w badaniach naukowych. Podczas stażu zaczęłam projekt, który zainteresował kilka osób i dostałam stypendium, dzięki któremu mogłam kontynuować ten temat podczas doktoratu. Takiej okazji nie mogłam przegapić. Przeszłam przez proces rekrutacji, który kosztował mnie dużo stresu i przygotowań. Początki nigdy nie są łatwe… Miałam wsparcie przyjaciół, którzy pomogli mi odreagować ciągły stres. Zawsze będę im za to wdzięczna.

Jak zaczęły się Twoje problemy zdrowotne, co było ich główną przyczyną i jak radzisz sobie z nimi dzisiaj?

Mój najgorszy stan zdrowotny zaczął się właśnie jak rozpoczęłam mój doktorat. Zawsze miałam problem z alergią, ale w Manchesterze doszłam do tak krytycznego stanu, że moja skóra była jak papier, cierpiałam na atopowe zapalenie skóry całego ciała. Kilka razy moja twarz była tak opuchnięta, że nie mogłam otworzyć oczu przez cały dzień. Byłam w szpitalu kilkukrotnie, brałam sterydy doustnie, które dawały mi chwilową ulgę. Pamiętam, że oglądałam wtedy w telewizji teledyski i marzyłam o normalnej skórze jaką miały piosenkarki, o tym, żeby poruszanie nie sprawiało mi bólu, żebym mogła tańczyć albo chociaż spać spokojnie bez świądu. Lekarze rozkładali ręce i tłumaczyli mój stan stresem ze względu na zmianę kraju. Nie chciałam się poddać i przerwać doktorat. Zaczęłam jeść kaszę jaglaną, gdyż dowiedziałam się, że podobno oczyszcza organizm z toksyn. Jadłam samą kaszę przez miesiąc, żeby wykluczyć jakiekolwiek alergeny. W międzyczasie mama znalazła testy na nietolerancję. Wtedy dowiedziałam się, że mam opóźnioną reakcję alergiczną na wiele pokarmów. Wyszłam z tego tragicznego stanu zdrowia poprzez oczyszczenie, zmianę nawyków jedzeniowych, suplementację witamin i codzienne picie świeżych soków. Obecnie nie biorę żadnych lekarstw, czuję się całkiem dobrze, stosuję suplementy i odżywiam się zdrowo z małymi grzeszkami… Co jakiś czas serwuje sobie dwa tygodnie ścisłej diety oczyszczającej, kiedy ćwiczę silną wolę i przywracam sobie dobrą formę.

Co motywuje Cię do pracy nas sobą? Osiągasz sukcesy na polu zawodowym, rozwijasz się, a do tego wydajesz się być osobą dbającą o swoje pasje. Czy czujesz, że wyniosłaś to z domu? Zawsze miałaś konkretny plan na siebie?

Nie miałam planu na siebie, a raczej kompleksy, że nie wiem, co właściwie chcę w przyszłości robić. Gdy wybrałam kierunek Zarządzanie mój tata się śmiał, że będę specjalistą od wszystkiego, a właściwie to od niczego. Trochę tak było, poznałam wiele dziedzin po trochu, ale dopiero po czasie zauważyłam, że mam bardziej otwarte horyzonty, nabrałam umiejętności twardych i miękkich, byłam gotowa stawić czoła wyzwaniom. Mój entuzjazm dużo mi pomógł w życiu. Do tej pory mam chęć poznania czegoś nowego, czy to jest projekt zawodowy czy nowa pasja.

Muszę Cię o to zapytać… jak to jest być żoną Włocha? Jaka jest Wasza historia?

Poznałam mojego męża we Francji. Początek był dosyć burzliwy, nie byliśmy gotowi na związek, oboje wskoczyliśmy z bagażem doświadczeń, ale też deklaracjami, że nam zależy. Taka magiczna siła nas przyciągnęła do siebie pomimo, iż wspominam ten czas jak jazdę na kolejce górskiej. Jak było między nami dobrze, to czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie, jak było źle, to ciężko było mi normalnie funkcjonować. Z czasem lepiej się poznaliśmy i zrozumieliśmy. Zaczęło się od przygody, a potem poprzez przeplatankę (ze względu na zmianę miasta i potem kraju) związku na odległość i mieszkania razem, w końcu wylądowaliśmy oboje w Barcelonie. Jesteśmy szczęśliwi, ponieważ pracujemy nad sobą i nad naszym związkiem. Odczuwam dużą satysfakcję, że pokonujemy wszystkie trudności razem.  

Mówi się, że często osoby z innego kręgu kulturowego, o innym typie urody są dla nas atrakcyjne, kryje się za tym pewna tajemnica, ale po czasie zwracamy uwagę na różnice. Czy dziś te różnice Was wspierają czy bardziej przeszkadzają? Co stanowiło / stanowi największą trudność?

Najtrudniejsza jest komunikacja ze względu na podobny temperament. Oboje jesteśmy dosyć wybuchowi i dlatego staramy się zachować spokój poprzez okazanie sobie nawzajem chęci porozumienia i spojrzenia na tą samą sytuację z innej perspektywy. Nie doświadczamy jednak tak wielu różnic kulturowych, mamy podobny system wartości, oboje jesteśmy towarzyscy. Różnice wynikają bardziej z naszych doświadczeń niż ogólnej kultury. Jesteśmy europejczykami i wydaje mi się, że Włosi są nawet bliżsi Polakom niż inne narody. Otwartość, bezpośredniość i gościnność to nasza wspólne cechy. Może Polacy mają większą skłonność do zmartwień, za to Włosi potrafią się naburmuszyć dość szybko. Jesteśmy ze sobą wystarczająco długo, żeby się zaakceptować i kochać mimo wszystko.

Czy nie masz odczucia – pytam, ponieważ słyszałam to wielokrotnie, że nigdy nie porozumiesz się w pełni z kimś kto myśli i mówi w innym języku? W jakim języku mówicie na co dzień?

Na co dzień rozmawiamy po angielsku, który jest językiem obcym dla nas obojga. Oczywiście wynikają czasem z tego pewne nieporozumienia i wtedy spędzamy dodatkową godzinę na dyskusji, żeby sobie to wyjaśnić. To przysłowiowe „małe piwo” w porównaniu z pobytem w domu rodzinnym, gdzie mówi się głównie po włosku lub polsku. Znam trochę język włoski, ale w dużym gronie ludzi trudno jest zrozumieć całą rozmowę. Czasem mnie to męczy. Moja włoska rodzina relaksuje się grając razem w gry planszowe, a ja się skupiam, żeby zrozumieć co się dzieje, wyłapać pojedyncze komentarze i dowcipy. W takich momentach potrzebuje czasem przerwy. Potem jest lepiej. Gdy rozmowa jest trudna, dotyk i gesty nabierają większego znaczenia. Potrafię się tulić do teściowej lub odgrywać pantomimę przed włoską rodziną, żeby zobrazować co mam na myśli. 😊

Czym jest dla Ciebie sukces?

Satysfakcją, gdy uczę się czegoś nowego. Wyniosę lekcję z nieudanego podejścia lub osiągnę coś, dzięki pracy, którą w to włożę. Sukces odnoszę jak idę do przodu, a nie stoję w miejscu. Postrzegam go w sensie rozwoju i bycia po prostu lepszą wersją samej siebie.

Naszemu ostatniemu gościowi zadałam to pytanie i chciałam zapytać o to również Ciebie. Czego boisz się najbardziej?

Choroby lub urazu, który zabrałby moją mobilność i niezależność. Staram się zawsze dbać o moją sprawność fizyczną, ale przez ten mój strach nie jestem dużą ryzykantką i nie lubię sportów ekstremalnych. Potencjalna przyjemność nie jest dla mnie na tyle atrakcyjna w porównaniu do ryzyka jakie musiałabym podjąć.

Co robisz, kiedy spada Ci nastrój i masz gorsze dni?

Wychodzę na spacer, idę na jogę, słucham muzyki lub audiobooków. Zauważam, że gorszy humor może wynikać ze zmiany hormonów lub ogólnego przeciążenia. Jeśli nie mam bezpośredniego wpływu, na to żeby zmienić niekorzystną sytuację staram się nie poświęcać mojemu gorszemu humorowi większej wagi tylko czymś się zająć albo po prostu odpocząć.

Ulubione książki / filmy / podcasty, które Cię inspirują, nakierowują?

Obecnie lubię bardzo Mel Robbins, motywatorkę, mentorkę i autorkę wielu genialnych książek. Niesamowicie łatwo jej się słucha, zazwyczaj słucham audiobooków jak sprzątam, gotuję lub spaceruję. Polecam jej ostatnią książkę The High 5 Habit. Uczę się, jak przybić sobie piątkę, dopingować siebie samą, akceptować moje słabości i realizować pomysły. Nasza motywacja wynika z codziennej pracy nad sobą. Poza tym lubię bardzo dokumenty na Netflixie, na przykład History 101, Explained i Connected. Dużo znajduje tam ciekawostek i inspiracji. Szkoda, że te programy nie były dostępne jak byłam w szkole, polubiłabym się bardziej z historią.

Czego mam życzyć takiej osobie jak Ty?

Cierpliwości i koncentracji. Brakuje mi cierpliwości szczególnie do siebie samej, gdy na przykład problemy z czasem chorymi zatokami nie pozwalają mi wypracować takiej rutyny aktywności, którą sobie wymyśliłam. Złoszczę się zamiast po prostu odpuścić. Łatwo też tracę koncentrację pomimo, iż używam techniki pomodoro i ograniczam dystrakcje.